środa, 25 maja 2011

W drodze na południe – Mt Cook

Wtorek 24/05 – Środa 25/05

Dziś odsypiamy wczorajszą noc i nie wstajemy przed 10. Po śniadaniu idziemy na krótki spacer po okolicznych dolinach, przez co w drogę ruszamy dopiero koło południa. Za pierwszy cel w NZ obraliśmy sobie najwyższą górę jaką tu mają – Mt Cook. Do przejechania mamy jakieś 300 km, więc nie ma pośpiechu. Droga niby zwykła, według map nie ma tu nic ciekawego poza dwoma jeziorami, ale my i tak stajemy co parę minut robić zdjęcia okolicy. Inaczej po prostu nie da się jechać, bo z każdej strony otaczają człowieka albo skaliste góry, albo wściekle zielone pagórki żywcem wyjęte z widokówek, albo znowu ogromne jeziora czy równiny(w tle naturalnie góry). Co zakręt to inny zapierający dech w piersiach widok.


No i oczywiście owce. Owce. I jeszcze raz owce. Gdzie nie spojrzeć tam owce. Plus do tego owce. Widzieliśmy ich już tysiące, czasem w takich miejscach (np. szczyt bardzo stromo wyglądającej góry) że długo zachodziliśmy w głowę jak się tam dostały. Niektóre kudłate, że nie widać oczu. Niektóre świeżo golone i bardziej podobne do kozy niż do owcy, ale wszystkie jak szalone wcinają trawę. Lepsze niż kosiarki :) Do parkingu przy szlaku na Mt Cook, na którym spędzimy noc docieramy około 17. Pierwszy raz spotykamy się z całkowitym końcem drogi (dalej jechać się nie da, bo góry), co później okazuje się bardzo częste w NZ. Postój kosztuje $6.10 od osoby, za to jest kuchnia ze zlewami i ławkami, a do tego przyzwoita łazienka. W identycznym aucie jak nasze spotykamy dwie, mocno zaawansowane już w latach, Dunki, które od trzech tygodni kempingują sobie w NZ, w wolnym czasie robiąc na drutach. Zaimponował im nasz duński, jak potem przyznały, hehe.


W środę rano robimy szlak zwany Dolina Hookera, skąd są najlepsze, dostępne dla zwykłych śmiertelników, widoki na Mt Cook. Droga zajmuje nam łącznie nieco ponad 3 godziny, widoki po drodze absolutnie niesamowite. Góry, doliny, lodowce, wszystko prześliczne, ale nie ma tego jak opisać nie będąc poetą. Zdjęcia powinny już być w sieci, więc kto ma ochotę to sobie zerknie. Samo Mt Cook piorunujące wrażenie, mimo zimy za pasem daje się ładnie fotografować odpędzając od siebie chmury. Miło z jej strony. Później robimy jeszcze trzy inne, krótsze już szlaki oglądając przy okazji kawałek lodowca, kilka jezior i rzekę utworzoną przez topniejący lód.


Na wszystko zeszło nam prawie 7 godzin i dziś czasu starczyło już tylko na prysznic i przejechanie 100km do bezpłatnego parkingu w pobliżu miejscowości Omarama. Parking to właściwie za dużo powiedziane, bo był to kawałek pola nad brzegiem rzeki. No i kibelek, naturalnie.

T.

0 komentarze:

Prześlij komentarz