Czekaliśmy na ten dzień grubo ponad dwa tygodnie, czyli od czasu jak pierwszy raz usłyszeliśmy, że nie możemy tu nie przyjechać. Wszyscy opisywali ten przylądek jako jedno z najpiękniejszych miejsc w Australii, tutaj las deszczowy styka się z oceanem. Aby się tutaj dostać trzeba kupić bilet na prom linowy, bo w promieniu 200km nie ma żadnego mostu, a jedyna alternatywna droga jest o 150 km dłuższa i nieprzejezdna bez napędu na 4 koła. Promem płyniemy jakieś 3 minuty po bardzo mętnej rzece Daintree, która aż roi się od krokodyli. Co krok widzimy znaki ostrzegawcze, żeby nie podchodzić blisko wody. Klasa.
W centrum informacji turystycznej udaje nam się przekonać bardzo miłą panią, żeby naładowała nam baterię do aparatu przy okazji dowiadując się gdzie można zobaczyć krokodyle, a gdzie można się pokąpać. Najpierw krokodyle. Kilkuminutowa trasa przez busz prowadzi nas w pobliże rzeki, którą to krokodyle dostają się do oceanu i odwrotnie. Oczywiście wszędzie znaki ostrzegawcze, że rzeka gryzie.
Spotykamy kilka osób również próbujących dojrzeć krokodyla, ale niestety nikomu ta sztuka się nie udaje. Po drodze spotykamy turystkę, która znalazła w swoim camperze wędkę, więc wybrała się tutaj na ryby. W pewnym momencie, żeby ominąć drzewo i nie iść po bagnie weszła spokojnie do wody. Brawo. Po pół godzinie szukania krokodyla dajemy w końcu spokój, niestety nie udało nam się żadnego zobaczyć. E za to zobaczyła węża i tak ją wystraszył, że odbiegła w kierunku rzeki, teoretycznie na tyle blisko, że mógł ją capnąć czający się tam, ewentualny, krokodyl. Podejrzewamy, że jak kogoś uda im się w ten sposób upolować, to wąż dostaje potem swoją działkę od krokodyla.
Spotykamy kilka osób również próbujących dojrzeć krokodyla, ale niestety nikomu ta sztuka się nie udaje. Po drodze spotykamy turystkę, która znalazła w swoim camperze wędkę, więc wybrała się tutaj na ryby. W pewnym momencie, żeby ominąć drzewo i nie iść po bagnie weszła spokojnie do wody. Brawo. Po pół godzinie szukania krokodyla dajemy w końcu spokój, niestety nie udało nam się żadnego zobaczyć. E za to zobaczyła węża i tak ją wystraszył, że odbiegła w kierunku rzeki, teoretycznie na tyle blisko, że mógł ją capnąć czający się tam, ewentualny, krokodyl. Podejrzewamy, że jak kogoś uda im się w ten sposób upolować, to wąż dostaje potem swoją działkę od krokodyla.
Potem idziemy połazić trochę po lesie deszczowym, podobno jednym z najstarszych na naszej planecie. Robimy łącznie 4 różne szlaki, co łącznie zabiera nam jakieś trzy godziny. Dwa ze szlaków prowadzą przez plażę, przed którą stoją znaki ostrzegające przed płaszczkami i meduzami.
Normalnie wszędzie coś się na człowieka czai. Łażenie po lesie tak nas zmęczyło, że potem idziemy popływać w rzece (podobno wolnej od krokodyli). Podczas kąpieli udaje nam się zobaczyć dwa żółwie, również zażywające kąpieli. Akurat jacyś ludzie je karmili, więc E nakręciła świetny filmik z żółwiem walczącym o bułkę z rybami. Na koniec zostawiliśmy sobie rejs po rzece Daintree, tej pełnej krokodyli. Trafiła nam się prywatna łódka, bo ludzie mający płynąć z nami nie przyszli o ustalonej godzinie i zostaliśmy sami. Elegancko. Krokodyle widzieliśmy cztery, trzy wygrzewające się na brzegu, a jeden płynął sobie niedaleko naszej łódki. Niesamowity widok. Na noc jedziemy znowu pod górę Malloy, bo nic innego w tej okolicy nie ma.
Normalnie wszędzie coś się na człowieka czai. Łażenie po lesie tak nas zmęczyło, że potem idziemy popływać w rzece (podobno wolnej od krokodyli). Podczas kąpieli udaje nam się zobaczyć dwa żółwie, również zażywające kąpieli. Akurat jacyś ludzie je karmili, więc E nakręciła świetny filmik z żółwiem walczącym o bułkę z rybami. Na koniec zostawiliśmy sobie rejs po rzece Daintree, tej pełnej krokodyli. Trafiła nam się prywatna łódka, bo ludzie mający płynąć z nami nie przyszli o ustalonej godzinie i zostaliśmy sami. Elegancko. Krokodyle widzieliśmy cztery, trzy wygrzewające się na brzegu, a jeden płynął sobie niedaleko naszej łódki. Niesamowity widok. Na noc jedziemy znowu pod górę Malloy, bo nic innego w tej okolicy nie ma.
P.S. Właśnie pofrunęliśmy pierwsze 500 zdjęć z Nowej Zelandii. Więcej na razie nie ma, więc jesteśmy na bieżąco. Linki na stronie zdjęcia oraz Nowa Zelandia. Prosiemy :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz