piątek, 13 maja 2011

Mareeba – Kuranda

Piątek 13/05

W nocy wstajemy na siku o 5.30, a także aby oglądać trzy planety widoczne nad australijskim niebem. Zjawisko bardzo fajne, planety widoczne koło siebie jak na dłoni, ale do dziś nie wiemy co to były za planety, a za każdym razem jak jesteśmy na sieci to zapominamy sprawdzić. Rano udajemy się nad wodospady Davies Creek, gdzie po kilkudziesięciominutowym marszu przez busz zażywamy kąpieli w lodowatej wodzie. A jako że byliśmy zupełnie sami, zażywamy jej na golasa, hehe.




Widzimy też pierwszego węża w Australii, właściwie nie węża a jego mordkę (ryjek? pyszczek?) i to z odległości kilkunastu metrów, bo bliżej nie podpełznął. I dobrze.
Potem jedziemy nad jeden z największych, o ile nie największy, wodospad w Australii – Baron Falls. Widoki absolutnie niesamowite.


Tuż obok wodospadu zatrzymuje się kolejka, którą można przejechać się z Cairns do Kurandy, a nad samym wodospadem leci wyciąg, którym można pokonać tę samą trasę. My po długich namysłach w końcu się nie zdecydowaliśmy, bo bilety w obie strony kosztowały ponad $100 na głowę. Po południu jedziemy połazić po przełęczy Massman, którą polecają w wielu przewodnikach i ulotkach.


Trasa okazuje się niewypałem, błąkaliśmy się już po o wiele lepszych lasach deszczowych, a miejsce do kąpieli było dość zatłoczone i trzeba było pływać w stroju. Pfff. Na noc kolejny darmowy parking niedaleko góry Molloy.



T.

0 komentarze:

Prześlij komentarz