wtorek, 3 maja 2011

Blue Mountains

Wtorek 03/05

Za nami najzimniejsza noc jaką spędziliśmy w Australii, grubo poniżej 10 st. A poranek przywitał nas mżawką. Grubsze ciuchy znów powróciły do łask. Po śniadaniowej jajecznicy ruszamy na szlak poprzez Góry Błękitne, które naprawdę są błękitne. W jakiejś ulotce informacyjnej znaleźliśmy naukowe wyjaśnienie tego niesamowitego zjawiska. Ogólnie chodzi tu o złudzenie optyczne, gdy patrzymy na obiekty daleko oddalone od nas poprzez powietrze wysoce nasycone cząsteczkami wody, które pod wpływem odbicia od promieni słonecznych widzimy jako niebieską poświatę.

Początkowo widoczność była bardzo utrudniona, ponieważ tak jakby wszystkie chmury świata zbuntowały się i osiadły w całej dolinie. Na szczęście po godzinie chmury zaczęły odpuszczać i ujrzeliśmy gęsto zalesioną dolinę nad którą wznosiły się błękitne szczyty.


Było to nasze pierwsze prawdziwe zetknięcie z australijskim buszem i całą drogę uważnie patrzyliśmy pod nogi, czy aby coś tam na nas nie czyha pełzającego. Busz był momentami tak gęsty, że nie było widać nieba i maszerowaliśmy w półmroku. Największe wrażenie zrobiły na nas gigantyczne skalne schody (około 1000), po których musieliśmy zejść na sam dół wąwozu oraz trzy wielkie skały stojące koło siebie nazwane trzema siostrami (według jednej z legend dawno temu lokalny mag uchronił trzy niewiasty przed niechcianymi zalotami zamieniając je w kamienie; niestety zmarło mu się zanim je odczarował i tak bidulki stoją po dziś dzień).


Zrobiliśmy łącznie kilka różnych szlaków co zajęło nam grubo ponad 4 godziny. Zdrowo się przy tym napociliśmy, bo co chwilę musieliśmy się albo ostro wspinać, albo schodzić w dół. Ogólnie wyprawa super, tylko pogoda mogłaby być odrobinę lepsza.


Po południu robimy kolejne kilkaset kilometrów na północ i na noc zatrzymujemy się na darmowym parkingu przy miejscowości Bilpin. Znowu byliśmy sami w lesie, ale tym razem niedaleko drogi i udało nam się przetrwać noc. Ale obiecaliśmy sobie że to już ostatni raz śpimy sami, bo szkoda naszych nerwów.

E.T.

0 komentarze:

Prześlij komentarz