Sobota 23/04 – Niedziela 24/04
Pierwszy tydzień w Australii minął nam fantastycznie, ale niestety bardzo szybko. W ciągu tygodnia zrobiliśmy ponad 2 tysiące kilometrów świetnie się podczas tej jazdy bawiąc. Teraz czeka nas prawie 3 tys. km, ale tylko 4 dni na ich zrobienie, bo w środę musimy być w Melbourne gdzie zmieniamy auta. Wyruszamy zatem z samego rana i robimy tego dnia grubo ponad 800 km. Na noc znowu przypada nam darmowy parking w mieścinie o nazwie Pimba. Do tego mają tam prysznice na monety i za 2 dolary możemy wziąć gorący prysznic. Mmmm. Kolejnym dniem, który okazał się być naszym 100 dniem w podróży, była Wielka Niedziela. Wcinamy zatem świąteczne jaja w postaci jajecznicy na boczku i ruszamy dalej. Tego dnia robimy ponad 600km i zostawiamy Adelajdę daleko z tyłu. Cena paliwa na szczęście wraca do normy, czyli w okolice $1.40. Niestety zmienia się też droga i zamiast 2 pasów po jednym w każdą stronę mamy teraz 2-3 pasy w jedną stronę, a do tego masę aut obok nas. Lipa, dużo przyjemniej jeździło się po pustyni nie mając nikogo wokoło. Zmienia się również roślinność, przy drodze pojawiają się łąki, lasy, rzeki. Zamiast znaków przestrzegających przed potrąceniem kangura czy wielbłąda widzimy takie z wombatami, kretami czy kaczkami.
Na noc zatrzymujemy się na płatnym kempingu (potrzebujemy prądu) w miejscowości Meningie. Tu czeka nas niespodzianka, bo na kempingu nie ma miejsc. Australijczycy wykorzystują każdy dłuższy weekend na wyjazdy poza miasto, a Wielkanoc jest ich ulubionym terminem, znaleźć wtedy miejsce na polu kempingowym graniczy z cudem. Na szczęście mamy małe autko i pani w recepcji pozwala nam zostać na noc parkując tuż przed bramą, gdzie normalnie stoją stoliki. Miło z jej strony, bo nie mieliśmy najmniejszej ochoty szukać po nocy innego miejsca.
E.T
P.S. Internet w Macu uniemożliwia nam na razie załączenie jakichkolwiek zdjęć, ale jak tylko dorwiemy gdzieś lepszą sieć to zaraz wrzucimy co się da. W pierwszej kolejności całą Australię, abyście mogli popatrzeć na te miejsca o których piszemy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz