W ciągu kolejnych kilku dni działo się niewiele, głównie jechaliśmy dalej na południe, co jakiś czas zbaczaliśmy z drogi zwiedzić pominięte wcześniej atrakcje. I tak, we wtorek udało nam się obejrzeć wodospady Josephine, ale tak strasznie lało (chyba dopiero 3 dzień deszczu w Australii, znaczy głównie mieliśmy szczęście), że zrobiliśmy tylko kilka zdjęć i uciekliśmy do auta.
Same wodospady super, kilka oczek wodnych znajduje się tuż nad krawędzią kolejnego wodospadu, co dostarcza amatorom mocnych wrażeń nie lada przeżyć. Ze względu na sporą ilość śmiertelnych wypadków wprowadzono tam nawet zakaz kąpieli, ale kto chce nadal może śmiało wchodzić do wody. Barierki odgradzające mają niecałe pół metra. Resztę dnia spędziliśmy jadąc dalej na południe, na noc lądujemy ponownie na bezpłatnym parkingu niedaleko Townsville (tam gdzie mieli darmowe ciepłe prysznice).
Same wodospady super, kilka oczek wodnych znajduje się tuż nad krawędzią kolejnego wodospadu, co dostarcza amatorom mocnych wrażeń nie lada przeżyć. Ze względu na sporą ilość śmiertelnych wypadków wprowadzono tam nawet zakaz kąpieli, ale kto chce nadal może śmiało wchodzić do wody. Barierki odgradzające mają niecałe pół metra. Resztę dnia spędziliśmy jadąc dalej na południe, na noc lądujemy ponownie na bezpłatnym parkingu niedaleko Townsville (tam gdzie mieli darmowe ciepłe prysznice).
Środowe przedpołudnie poświęciliśmy na sieć w bibliotece w Townsville. W ciągu czterech godzin udało nam się załączyć prawie 3000 zdjęć, do tego poczytać co ciekawego w świecie i napisać kilka maili. Miło, tak dla odmiany, być na bieżąco. Potem kolejne 400km na południe i na noc zatrzymujemy się na darmowym parkingu tuż przy plaży Carnilla, gdzie udaje mi się zakopać auto w piasku. Ha!
Czwartek cały w drodze, pokonane kolejne 600km, kierujemy się w stronę Hervey Bay, skąd chcemy jutro płynąć na jednodniową wycieczkę na piaskową wyspę Fraser. Śpimy na darmowym (jakżeby inaczej?) parkingu niedaleko miasteczka Childers.
W piątek dojeżdżamy do Hervey Bay, ale nigdzie nie płyniemy, bo wycieczki okazują się wściekle drogie. $175 od osoby za pół dnia jazdy po piasku. Granda! Zamiast tego jedziemy na Tęczową Plażę pokąpać się ostatni raz w oceanie. Wiało tak strasznie, że po rozłożeniu koca nie zdążyliśmy się na nim położyć a już cały był pokryty piaskiem. Za to fale ogromne, chyba ze 3 metry miały niektóre, bardzo miło mnie wytarmosiły i obiły o dno jak się na nie rzucałem, hehe. Po południu jedziemy do miejscowości Gympie, gdzie pierwszy raz w Australii idziemy na pizzę do sieci Eagle Boys. Smaczna i całkiem niedroga. Śpimy naturalnie za darmochę niedaleko Gympie.
T.
0 komentarze:
Prześlij komentarz