poniedziałek, 16 maja 2011

Cairns – Wielka Rafa Koralowa


Niedziela 15/05 – Poniedziałek 16/05

Dziś w końcu jedziemy do Cairns. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze na kilku punktach widokowych, skąd rozciągają się niesamowite widoki na wschodnie wybrzeże Australii. Wpadamy również na godzinkę na plażę Trinity, gdzie można popływać w oceanie bez obaw o krokodyle, płaszczki, rekiny czy inne stwory, bo kąpielisko jest ogrodzone specjalną siatką. Łapiemy również trochę słońca, bo sporo czasu minęło odkąd ostatni raz wygrzewaliśmy się na plaży (wieczorem okaże się, że godzinka wystarczyła aby się mocno zaczerwienić..oby tylko nam trzeci raz nie schodziła skóra). Po dotarciu do Cairns udajemy się do jednego z hoteli, gdzie można zaparkować camperka na noc i za niewielką opłatą ($5 od osoby) korzystać ze wszystkich udogodnień. Miło. A zatem golenie, prysznic, prawdziwa kuchnia (cóż innego niż spaghetti?), prąd. Popołudniem idziemy zwiedzić miasto i wykąpać się w basenie ze słoną wodą, namiastką oceanu, bo w Cairns nie ma plaży. A potem spać, bo z samego rana wypływamy ponurkować na rafie, hehe.

Całodniowa wycieczka kosztowała nas $130 od osoby + $10 za wypożyczenie stroju, co okazało się niezbędne, bo inaczej spalilibyśmy się na raka. Zabrano nas ogromną łodzią jakieś 50km od brzegu (płynęliśmy jakieś 1,5 godziny). Po godzinie sporo osób (w tym ja) czuło się już bardzo nieciekawie, bo łódką strasznie rzucało. Na szczęście jak tylko wszedłem do wody wszystko od razu ustąpiło. Sama rafa była niesamowita. Tysiące kolorowych ryb (od maleńkich jak paznokieć, po większe ode mnie), setki różnych roślin, przepiękny różnobarwny koral (+ jeden rekin, jakieś dwa metry długości, nie zwrócił na mnie uwagi, ale i tak uciekłem), jednym słowem, wszystko jak na filmach przyrodniczych. Udało nam się nawet spotkać dwa ogromne żółwie morskie, jakby żywcem wyjęte z bajek. Nawet ruszały się w taki sam leniwy sposób. Klasa.

Samo nurkowanie trwało łącznie prawie 5 godzin, z godzinną przerwą na lunch, który niestety musiałem zostawić na łódce, bo w drodze powrotnej rzucało jeszcze bardziej. Kilka osób zdecydowało się nawet wrócić do Cairns wycieczkowym helikopterem, za co musieli oczywiście słono zapłacić. 10 minutowe polatanie nad Rafą kosztowało ponad $100, więc powrót na ląd musiał kosztować kilka razy tyle. Pewnie taki mają plan, że najpierw nas ostro wytrzęsą, a potem część ludzi zabuli aby tylko uniknąć tego w drodze powrotnej. Cwane. W Cairns lądujemy jakoś po 16 i udaje nam się dotrzeć przed zmrokiem na darmowy parking w okolice miasteczka Babinda. Teraz przesuwamy się już na południe, ponownie w stronę Brisbane, gdzie za 6 dni opuszczamy już Australię. Chlip.

T.

0 komentarze:

Prześlij komentarz