piątek, 18 lutego 2011

Hoi-An

First officer's log, Stardate 18022011

Z samego rana opuszczamy Hue i udajemy się dalej na południe do małej miejscowości o nazwie Hoi-An. Tutaj pierwszy raz trafia nam się pokój bez okien (znaczy okno było, ale na korytarz), niestety nie możemy go zamienić bo zaklepaliśmy wcześniej. Trudno, ale to tylko 1 noc. Hoi-An okazuje się być najładniejszym miasteczkiem w Azji, wszędzie wąskie uliczki, małe knajpki i niewielki ruch. A przede wszystkim niesamowity klimat.


Ciężko to opisać, ale czuliśmy się tu wspaniale. Znaleźliśmy też kilka księgarni z używanymi książkami w wielu językach + ogromne ilości kopiowanych książek. Piractwo w Wietnamie kwitnie (też kupiliśmy kilka, wszak kiedy wleziesz między wrony cośtam krakać musisz…a co). W pewnym miejscu daliśmy się skusić na wejście do małej kawiarni, która reklamowała piwo za 3000 dongów (jakieś 45 groszy). Wypiliśmy po 2 szklanki najtańszego piwa w życiu. Nawet niezłe :) Wieczorem poszwendaliśmy się po mieście, niby próbowaliśmy znaleźć plażę, ale wleźliśmy w bardzo słabo oświetlone boczne uliczki i po godzinie daliśmy sobie spokój.



Następnego dnia rano wypożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy zwiedzać Marble Mountain, jakieś 30km na północ od Hoi-An. Marmurowa Góra (w sumie 5 gór, ale tylko na jednej są świątynie i jaskinie), okazała się lekkim rozczarowaniem, niby nie było źle, ale z tego co czytaliśmy spodziewaliśmy się nie wiadomo czego. A zobaczyliśmy kilka świątyń, kilka jaskiń i niezłe widoki. Poza tym było strasznie gorąco i palące słońce dawało się ostro we znaki. Za to u stóp góry znaleźliśmy małą jaskinię, w której wnętrzu znajdowała się ogromna ilość rysunków i płaskorzeźb przedstawiających…piekło. Tak nam się przynajmniej wydaje, bo zobaczyliśmy mnóstwo obrazków tortur i cierpienia. Do tego diabły i demony, więc chyba raczej piekło. Zrobiło to na nas dużo większe wrażenie niż sama marmurowa Góra.


Później udaje nam się znaleźć plażę (spory kawał od miejsca gdzie jej szukaliśmy poprzedniego dnia) i wykąpać w morzu.
Wieczorem wsiadamy w sypialny autobus który zabierze nas kolejne kilkaset kilometrów dalej na południe do miejscowości Nha-Trang.

T.

0 komentarze:

Prześlij komentarz