środa, 27 kwietnia 2011

Zmiana aut

Środa 27/04

Pobudka o pierwszym brzasku, bo do Melbourne jeszcze kawał, a mamy dziś do oddania i do odebrania 2 auta. Oczywiście już na dzień dobry dostajemy kłodę pod kulasy: zabrali nam pół godziny, bo przekroczyliśmy bezwiednie kolejną strefę czasowa. Szlag. Docieramy do Melbourne koło 11, ale kolejną godzinę zabiera nam znalezienie wypożyczali camperów. Bez pomocy miłej pani ze stacji benzynowej w życiu byśmy jej nie znaleźli, bo znajduje się na takim wypierdziejewie, że nawet na mapach miasta tej okolicy nie było. Potem już poszło całkiem sprawnie, odbieramy campera (przez kilka godzin mamy dwa auta, hehe), przechodzimy szybki kurs obsługi nowej maszyny. Potem przeprowadzka wszystkich tobołów i sprzątanie w naszym starym domu na kółkach. Na koniec zabieramy go na myjnię i jedziemy zwrócić. Trochę mieliśmy stracha, bo w umowie stało, że nie możemy nim jeździć po nieasfaltowych drogach, a my zrobiliśmy po takich dobre 100km. Na szczęście obeszło się bez żadnych problemów i $1500 depozytu zostało nam w całości zwrócone. Miło.

Łapiemy taksówkę i po pół godzinie pomykamy już naszym nowym pomarańczowym wehikułem. Znowu musiałem się wszystkiego uczyć, bo tym razem trafił nam się automat, a ja takim w życiu nie jeździłem. Przez pierwsze parę dni lewa noga przy każdym skrzyżowaniu odruchowo naciskała powietrze, bo sprzęgła ni ma. Lewa ręka za to panicznie szukała skrzyni biegów, jak tylko trzeba było przyspieszyć albo zahamować. Ugh, dziwnie się tym jeździ. Korzystając z uroku dużego miasta jedziemy na zakupy do ogromnego centrum handlowego a także do Maca na sieć. Przy okazji zjadamy tam nasz pierwszy posiłek niebędący lodami, bo nie mamy siły na gotowanie.

Na noc jedziemy na pobliskie pole kempingowe ($20, bez prądu), na którym po raz pierwszy w Australii spotykamy stałych lokatorów, ludzi mieszkających w przyczepach/namiotach na stałe. Lekko nas to szokuje, bo warunki jakie tam mają do najlepszych nie należą.

E.T

0 komentarze:

Prześlij komentarz