A w hostelu zonk, ambasada Wietnamu nieczynna przez 8 dni, bo chiński nowy rok niebawem, a oni świętują już 4 dni wcześniej. Spóźniliśmy się o 3 godziny, bo okazało się, że w niedzielę ambasada była czynna ze względu na nieczynność przez następne 8 dni. Znaczy szlag. Mamy zatem nieplanowane 8 dni w Chinach. D'oh! Po intensywnych naradach i szperaniu po sieci jedziemy na południe, na wyspę Heinan. A konkretnie do nadmorskiej miejscowości o nazwie Sanya, o której mówią chińskie Hawaje. Sratatatata. Się okaże.
Samo Nanning niczym nas nie zachwyciło. Ot, zwykłe robotnicze miasto, na pierwszy rzut oka nie dałoby się powiedzieć, że to Chiny, a nie Polska. Mają fajny park a w nim masę rzeźb zwierząt. Świetny był zwłaszcza ogród znaków zodiaku, mamy masę durnych zdjęć z rzeźbami psów, węży i prosiaków. Wszystko w katalogu o nazwie Nanning, naturalnie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz