piątek, 17 czerwca 2011

Fiji

Piątek 10/06 – Piatek 17/06

Lot bez problemów, godzinne opóźnienie jesteśmy w stanie przełknąć bez bólu. Główna wyspa Fiji – Nadi wita nas piękną i upalną pogodą. Hotelik trafił nam się elegancki, duży pokój z łazienką i TV, Internet za free + basen. Chociaż po 8 tygodniach spania w aucie pewnie najgorszą dziurę wzięlibyśmy z pocałowaniem ręki. Ha, od dzisiaj śpimy w prawdziwym łóżku!
W sobotę po śniadaniu jedziemy do miasta na małe zakupy oraz zaklepać sobie transport i noclegi na małych wysepkach. Nasz wybór pada na wyspy Waya i Naviti. Na każdej spędzimy 2 noce bo na piątek musimy być z powrotem na Nadi. Potem trochę siedzimy na plaży, trochę łazimy po mieście, a wieczorem uczestniczymy w ceremonii picia kavy, lokalnego specjału robionego z uprawianego tu korzenia. Smakuje trochę jak płyn do naczyń, a po kilku miseczkach nie czuć języka, ale za to śpi się po tym jak niemowlę. Pół kilo tego specyfiku zamieszkało w naszym plecaku, więc po powrocie do PL zapraszamy chętnych na degustacje :)

W niedzielę rano autobus wiezie nas do portu skąd wypływamy w dwugodzinny rejs w kierunku wyspy Waya. Po drodze mijamy masę maleńkich wysepek prosto w filmu. Nic tylko piasek, palmy i kilka domków.


Najmniejszą z nich da się obejść dookoła w 10 minut. Sporo ludzi wysiada, mimo że nocleg na jednej z nich kosztuje kupę pieniędzy. Kiedy przyszła nasza pora przesiedliśmy się do małej łódeczki, która przypłynęła po nas z ośrodka. Na miejscu witają nas śpiewami i częstują słodkimi bułeczkami. Mieszkają z nami tylko trzy inne pary, każdy ma osobny domek. Nic specjalnego, ale czysto i przyjemnie. Prąd dostępny jest tylko kilka godzin w ciągu dnia, ale zupełnie nam to nie przeszkadza.

Dni spędzamy głównie w hamakach albo na plaży opalając się, taplając w ciepłej jak zupka wodzie i snorklując. Do tego ostatniego wcale nie trzeba wypływać daleko w morze bo rafa koralowa jest osadzona tak bliziutko brzegu, że trzeba bardzo uważać by się na tej rafie nie poharatać. Szczególnie w czasie odpływu, który zaczyna się koło południa i trwa kilka godzin. Ja i moje cwane oko wypatrzyliśmy sobie fajne bezrafowe miejsce, w którym bez względu na poziom wody można było się w miarę swobodnie zanurzyć i ochłodzić. W kwestii jedzenia którego cena była wliczona w nasz pobyt to możemy tylko rzucać ochy i achy, bo goszczący nas mieszkańcy tej dość małej wyspy bardzo się starali. Dzięki temu popróbowaliśmy naprawdę niezłych smakołyków. Po dwóch dniach pełnego relaksu pakujemy plecaki i przeprawiamy się na drugą wyspę. Tutaj już podczas wychodzenia na brzeg czujemy się lekko rozczarowani, a to właściwie dopiero początek fali rozczarowań jaka nas czeka na White Sandy Beach. Odpływ zajmuje większą część dnia, a do tego bardzo rozległa rafa koralowa właściwie uniemożliwiają jakiekolwiek pływanie. Standard zakwaterowania i jedzenia jest tutaj także znacząco niższy, a do tego musimy płacić za wodę do posiłków. O pysznych naturalnych sokach w nieograniczonej ilości, które dostawaliśmy w Nangalii możemy jednie pomarzyć. Poniżej - wieczorna uczta na Nanaglii.

Jedzenia na WSB jest mało i musimy się cieszyć z tego kawałka bułki i połówki banana do śniadania, potem zadowolić się gotowanym groszkiem z marchewką i jajem. Na szczęście kolacja jest bardziej syta bo na talerzu ląduje gotowany makaron i coś na kształt suchego bolognese tzn. dostajemy podsmażone mięso, ale sosu się już doszukać nie możemy:) Na wyspie nie ma żadnych sklepów ani innego zaopatrzenia, nie możemy zatem nic sobie dokupić. Nic to, jakoś przetrwamy te 2 dni. Opalanie i czytanie książek wypełnia nam czas.


Jedno pozytywne wspomnienie które wniesiemy z tej wyspy to fajna rozrywka w postaci tradycyjnych tańców i krótkiego przedstawienia dla nowo przybyłych gości. Na pamiątkę pozostały nam krótkie filmiki, gdzie nieźle umięśnieni Fidżijanie wyginają śmiało ciało : )




W czwartek z radością wsiadamy na łódź, która zabiera nas w rejs powrotny na Nadi. W porcie łapiemy bezpłatny autobus, który rozwozi wszystkich turystów do hoteli. My wracamy do tego samego w którym spędziliśmy naszą pierwszą noc na wyspie.



E.T

1 komentarze:

krafol pisze...

ja chce na kawe o smaku plynu :)))

Prześlij komentarz