W środę kierujemy się dalej na północ wzdłuż oceanu. Cały trasa jest bardzo malownicza z wieloma punktami widokowymi i częstym dostępem do plaży. Na jednej z takich plaż udało nam się poobserwować stado ogromnych, leniwych jak szlag, prześlicznych fok wygrzewających się na piasku i robiących dosłownie nic. Nawet zakopywanie się w piasku robiły leniwie. Świetne stwory. Na noc dojeżdżamy do mieścin o nazwie Seaside.
W czwartek dojeżdżamy w końcu do San Francisco, kilka godzin spędzamy na zwiedzaniu centrum i jeździe po tych niesamowicie stromych ulicach. Alcatraz zwiedzać nie płyniemy, bo i tak jesteśmy już dzień do tyłu w stosunku do pierwotnego planu. Jedziemy za to przez legendarny czerwony most Golden Gate przy okazji stając na specjalnym punkcie widokowym. Spore mościsko, naprawdę zrobił na nas wrażenie. Noc spędzamy kilkadziesiąt mil za SF w Modesto kierując się w stronę pierwszego na naszej liście parku narodowego – Yosemite.
W piątek po kilku godzinach jazdy dojeżdżamy do miasteczka o nazwie Groveland, które leży niecałe 40 mil od parku i jest ostatnią bazą noclegową dla ludzi, którzy nie chcą spać w parku. My nie tle nie chcemy, co nas nie stać, bo 1 noc w parku kosztuje normalnie kilkaset $, ale biorąc pod uwagę, że właśnie zaczął się najważniejszy długi weekend w roku (w poniedziałek Ameryka świętuje dzień niepodległości), pokoje osiągają zawrotne wręcz ceny. Szczęśliwie udaje nam się zaklepać sobie nocleg w namiocie za „jedyne” $44. Szczęśliwie, bo w innych miejscach albo wszystko było już zajęte, albo ceny nie schodziły poniżej $100. Namiocik elegancki, spokojnie zmieściłyby się w nim 4 osoby (2 ogromne materace), do tego świeżutka pościel, ręczniki, prąd i Internet. Prysznic i grill 20 metrów obok. Znaczy prawie jak w normalnym motelu, tylko ściany cieńsze i sufitu nie ma :)
T.
1 komentarze:
Bleeee Skiby :*
eMKa
Prześlij komentarz