niedziela, 7 sierpnia 2011

No to poblogowaliśmy…


Sobota 06/08

Klawisze nam się paliły pod palcami. 2-3 posty w każdy dzień miały być, żebyśmy zdążyli nadgonić przed wylotem. A wyszło wielkie nic. Lipa. Ja wiem, że już to pisaliśmy, ale ostatnie 5 dni mieliśmy przenapięte. W niedzielę byliśmy jeszcze na Florydzie, a na wtorek wieczór udało nam się dotrzeć do Arka do Toronto. Po drodze zwiedzając jeszcze park narodowy Great Smoky Mountains i Niagarę. Kto zerknie na mapę zauważy, że to całkiem spory kawałek drogi. Środa zeszła nam w Toronto, czwartek znowu w trasie, a cały piątek biegaliśmy po Nowym Jorku (ależ to to wielkie). I tak mamy już sobotę, oddaliśmy autko i siedzimy sobie na lotnisku czekając na nasz lot. Znaczy się koniec, kres, finito, uuk. Nie ma już nic poza potwornym zmęczeniem (nie pamiętam już kiedy ostatni raz spaliśmy więcej jak 6 godzin) i niedowierzaniem że to już. Ależ zleciało, ja pierdziu!

Jak tylko znajdziemy chwilę, to uzupełnimy wpisy i doślemy brakujące zdjęcia (tych nie ma dużo, jesteśmy prawie na bieżąco). A tymczasem…tymczasem. Do zobaczenia w Europie :)

ET

0 komentarze:

Prześlij komentarz